niedziela, 13 września 2015

Opera w Izmirze

Kilka miesięcy temu, jeszcze przed urodzeniem synka miałam ogromną przyjemność gościć w Izmirskiej Operze. Nie przypomina ona niczym zapierającej dech w piersiach opery Wiedeńskiej, ale czuć w niej ducha wspaniałej, wytwornej sztuki z dawnych lat.
Zotaliśmy zaproszeni na operę Pucciniego Madame Butterfly. Historia toczy się w Japonii, gdzie amerykański oficer zawiera "tymczasowy" związek małżeński z młodą gejszą. Kobieta szaleńczo w nim zakochana, zmienia religię na chrześcijańską co sprawia, że zostaje potępiona przez rodzinę i wykluczona z życia towarzyskiego. Oficer po konsumpcji związku wraca do Ameryki a zakochana w nim gejsza czeka na jego powrót. Po dziewięciu miesiącach rodzi się dziecko. Kiedy oficer dowiaduje się, że ma syna, wraca do Japonii ze swoją prawdziwą żoną. Kiedy gejsza zdaje sobie sprawę, że jej małżeństwo było fikcją a jej ukochany ma żonę i wrócił aby odebrać jej syna, popełnia samobójstwo dając tym samym ciche przyzwolenie na zabranie chłopczyka do Ameryki.
Wzruszająca, piękna historia z kraju kwitnącej wiśni, która poruszyła moje serce. Szczególnie opera ma w sobie moc, która potrafi skruszyć nawet najtwardsze serca. Sztuka w tak czystym wydaniu zaczyna być rzadkością, szczególnie dla młodych ludzi, których widziałam niewielu.
Opera wystawiona była w oryginalnym włoskim języku, a ponad scena umieszczony był ekran wyświetlający napisy po turecku. Bardzo dobre rozwiązanie dla tych, którzy nie znali historii Madame Butterfly.
Zaskoczył mnie jedynie ubiór niektórych ludzi. W Austrii czy Francji nie do pomyślenia jest założyć jeansy do opery czy teatru. Wyglądaliśmy trochę dziwnie w odświętnym stroju wśród ludzi, którzy założyli codzienny strój. Nie wyobrażam sobie jednak wyglądać inaczej w takim miejscu. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz