sobota, 3 października 2015

Życie na walizkach


Zanim w nasze życie wkradł się nasz największy skarb, oboje z mężem sporo podróżowaliśmy. Mąż przez pracę zwiedził już chyba cały świat, ja skromniej ograniczyłam się jedynie do Europy. Dopóki oboje pracowaliśmy w polskich oddziałach firm nasze życie wyglądało w miarę normalnie. Kiedy jednak męża przeniesiono do Turcji musieliśmy sporo kombinować, żeby móc wspólnie spędzać czas. Takie życie nam jednak odpowiadało. Wolność i niezależność to część naszych charakterów i mimo, że wciąż walczymy o dominację, to te cztery lata minęły nam w ciekawym i pasjonującym związku.
Życie na walizkach to wieczna walka kupić czy nie kupić? W sumie to za miesiąc się przenoszę więc się nie opłaca... I tak cały czas. Stworzyliśmy swój dom bez czterech ścian. Nauczyłam się, że to my tworzymy dom, a nie meble z Ikei.
Oboje lubimy podróże i życie w biegu. Czasem nawet zbyt szybkim. Myślałam, że nasz synek zatrzyma nas na trochę dłużej w Turcji. Cóż... Mąż dostał przeniesienie do Luxemburga. Nie podjęliśmy jeszcze ostatecznej decyzji, ale wszystko wskazuje na to, że on przeniesie się w styczniu a my w kwietniu przyszłego roku.
Wczoraj wpada do pokoju z zaczerwienionymi policzkami i mówi:
- Honey, nie uwierzysz. Dzwonił mój przyjaciel z Niemiec i zaproponował przejście na dyrektorską posadę w jego firmie w jednym z oddziałów.
-Wow. Super. A jakie warunki ci zaproponował?
-A nie zapytasz gdzie? - mówi widocznie poekscytowany.
-Gdzie?
-W Meksyku.
I jak tu nie kochać takiego życia!

Wrzucam dziś trochę zdjęć z naszych podróży. Szczególnie kocham te z mojego drugiego domu - Paryża.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz